14.06.12
Rajsko tajsko nie-indyjsko
Pierwsze wrażenie z Tajlandii: przyjechałam do cywilizacji. Andrzej Meller, podróżnik i autor książki, którą ostatnio czytałam, napisał, że w dzisiejszym świecie podróże w czasie są możliwe. Wystarczy przelecieć się z Indii do Tajlandii, i przeskakuje się o sto lat. Święta prawda.
Jest czysto, punktualnie, jest papier toaletowy, są sklepy a nie stragany (w tej kwestii jest nawet lepiej niż w Polsce, bo są moje ukochane sieci typu 7Eleven, gdzie o każdej porze dnia i nocy można zaopatrzyć się w gorącą lub zimną kawę, tackę z ciepłym jedzeniem lub zupkę chińską/tajską zalaną wrzątkiem). Bangkok co prawda widziałam tylko z okien metra i pociągu, ale wyglądał jak miasto, a nie jak parunastomilionowa wioska (Kalkuta).
Turystyczna Tajlandia
Organizacja turystyczna jest nieprawdopodobna: wpadłam na dworzec 3 minuty przed odjazdem pociągu. Na wejściu było okienko „turist office”, które zignorowałam, więc pani pobiegła za mną, zapytała gdzie chcę dojechać, pobiegła do kasy ignorując kolejkę i w międzyczasie machając do maszynisty, żeby nie odjeżdżał. W ciągu 15 sekund załatwiła mi bilet, w dodatku bilet łączony z katamaranem i autobusem bezpośrednio na wyspę, na którą chciałam pojechać (o czym pani nie poinformowałam, ale najwyraźniej inna opcja nie wchodziła w grę). Następnie pani wsadziła mnie do pociągu. Klimatyzowanego, z kuszetkami z pościelą i stolikiem. Pan z obsługi przyszedł po kolacji, rozłożył kuszetki i zasłał je pościelą w woreczkach z pralni. Jedna kołdra przypadkiem spadła mu na ziemię, więc poszedł, i wymienił na nową. (Mimo, że osoba, która miała pod nią spać tego nie widziała :P). Miałam najwygodniejszą podróż pociągiem w życiu, aczkolwiek ta przyjemność trochę kosztowała. W drogę powrotną planuję wybrać się autobusem, który jest dwa razy tańszy. I chyba też klimatyzowany :).
Rajska wyspa
A tak poza tym, ponieważ spędzam czas na wyspie, gdzie na zmianę leżę w hamaku w swojej chatce pod palmami, kąpię się w morzu (po południu woda przy brzegu była taka ciepła, że nie zauważyłam,kiedy do niej weszłam), i udaję że pracuję, to o samej Tajlandii i Tajach mam niewiele do powiedzenia. Ludzie mili, kuchnia dobra, aczkolwiek indyjska mi bardziej smakuje. Z rzeczy zaskakujących: raz kupiłam butelkę taniego piwa które okazało się być białym winem. A wczoraj kupiłam pączka na patyku polanego sosem czekoladowym. W środku znalazłam parówkę. Rozumiem, że Tajowie uwielbiają parówki, ale to było naprawdę dziwne.
Turystów za dużo nie ma, w końcu sezon się skończył, a pogoda jest dość nudna: przez pierwsze dwa dni było pochmurnie, ale od tygodnia już nie ma tego polskiego dreszczyku emocji przy wyglądaniu za okno rano: pada czy nie pada? Ciągle słońce, gorąco i pięknie. Klimat genialny.
I to by było na tyle w kwestii moich doświadczeń. Na razie ekscytująco nie jest, ale w przyszłym tygodniu będę w Bangkoku i dwóch innych starożytnych stolicach, no i będę mieszkała w domu u Taja, to może będzie coś ciekawszego do opisania. Plażowanie to nie do końca mój styl podróżowania, no ale po pół roku w Indiach chyba mam prawo do kilku dni w rajskim otoczeniu :).
Dłuższy pobyt w Tajlandii nie rozczarował mnie, aczkolwiek kwestia tej organizacji turystycznej nie jest tak idealna, jak by wynikało z mojego posta – zachwyt wynikał w dużej mierze z po-indyjskiego szoku :). Organizacja jest dobra, ale jak to w kraju rozwijającym się – zdarza się dużo wpadek i niefrasobliwości, prowadzącej do problemów. Dużo jest też prób oszukania lub wykorzystania turystów.