14.06.12
Religia w Tajlandii
Tajowie są nacją chyba równie religijną, co Hindusi, tylko w tym kraju niepodzielnie rządzi Budda, a konkretniej buddyzm Theravady. Mnisi buddyjscy są najbardziej uprzywilejowaną i bardzo szanowaną grupą społeczną, a świątynie, kapliczki, ołtarzyki i sklepy z dewocjonaliami widać na każdym rogu. (Zważcie, że bycie pod wrażeniem religijności jakiegokolwiek kraju po półrocznym pobycie w Indiach, to naprawdę duże osiągnięcie!)
W świątyniach, których jest pewnie więcej, niż naszych kościołów, za posągiem buddy znajduje się zwykle miejsce „relaksu”, gdzie ustawiony jest wentylator, czajnik oraz kubeczki, kawa i herbata. No i oczywiście krzesełka, na których siedzą pogrążone w ploteczkach babcie, więc świątynia często przypomina punkt spotkań towarzyskich, chociaż plotki czasem bywają przerywane modlitwą. Z drugiej strony, bardzo wiele osób rzeczywiście przychodzi po to, żeby pogrążyć się w modlitwie lub medytacji, albo studiować leżące na półkach książki z naukami Buddy.
Każda świątynia ma przynajmniej kilka kotów, które nie przejmują się za bardzo faktem, że są w świętym miejscu.
Mnichem być
Ponoć w prawie każdej tajskiej rodzinie jest przynajmniej jeden mnich, i trudno o bardziej respektowany zawód. Dzieci w wakacje często wysyła się do klasztorów na nauki, aby tam zaznajomili się z buddyjską doktryną i stylem życia mnichów.
Według tradycji (obecnie nie do końca przestrzeganej) mnich nie może nosić przy sobie pieniędzy, które są symbolem przywiązania do materialnego świata, więc w świątyniach nie składa się mnichom ofiar pieniężnych, tylko „kubełkowe”. Tak jak młodzi turyści na głównych ulicach mogą kupić sobie kubełek, w którym jest spora butelka dowolnego alkoholu, lód, oraz puszka napoju, tak mnichom można kupić nieco większy kubełek wypełniony słodyczami, środkami czystości, jedzeniem, kawą, parasolkami, i wszystkim, co może być panu w szafranowych szatkach potrzebne.
Inną metodą zdobywania jedzenia przez mnichów jest poranne obchodzenie restauracji – to rzeczywiście robią na boso – i praktycznie wszędzie czeka na nich paczka przygotowanego jedzenia. Jak wygląda kwestia nie posiadania pieniędzy nie wiem, ale w centrum handlowym dedykowanym elektronice mnisi stanowili spory odsetek klientów. Przypuszczam, że karty kredytowe nie są uważane za pieniądze ;).
W buddyzmie dobra karma jest bardzo ważna, gdyż daje nadzieję na lepszą inkarnację w przyszłym życiu, więc Tajowie bardzo dbają o swoją karmę. Czasami w dość absurdalny sposób. Przed świątyniami znajdują się stoiska z pokarmem dla ryb, który można wrzucić do rzeki, po odmówieniu modlitwy. W życiu nie widziałam takiej ilości spasionych sumów, które chleb jedzą z ręki, i również ręką można je z tej rzeki wyciągnąć. Karmi się też gołębie, które wchodzą ludziom na stopy i siadają ludziom na rękach. No i mnichów, jak wspomniałam wyżej.
Ale to jeszcze nic. Najwyraźniej nakarmienie zwierzęcia (a nawet mnicha) nie jest aż tak wysoko punktowane, jak danie mu wolności, bo przy świątyniach są klatki z ptakami, które można „uwolnić” za odpowiednią opłatą (ponoć później i tak wracają do klatki), a przy świątyniach położonych przy rzece znajdują się niemalże sklepy akwarystyczne: można kupić paręnaście gatunków ryb, małe żółwie, ropuchy i inne wodne stworzenia. Zakupione żyjątko jest pakowane w wiaderko, a następnie idzie się z nim do rzeki i tam się je wypuszcza. Chyba nikt nie zastanawia się dłużej nad faktem, że aby wypuścić zwierzę, najpierw trzeba było je złapać.
Co by nie wyróżniać się w tłumie, zakupiłam i ofiarowałam wolność żółwikowi, aczkolwiek nie jestem do końca pewna, czy maleństwo wpuszczone do wielkiej rzeki przeżyło moją dobroczynność. No i co w związku z tym z moją karmą?!
Bardziej uprzywilejowaną grupą społeczną niż mnisi jest chyba tylko jednoosobowa grupa składająca się z króla, mającego tytuł Obrońcy Wiary Buddyjskiej i rządzącego krajem zgodnie z naukami Buddy.
Negatywne wypowiadanie się na temat Jego Wysokości Króla grozi karą więzienia, a w kinach przed seansem puszczany jest hymn narodowy (nie powstanie grozi konsekwencjami z więzieniem włącznie) oraz kroniką zdjęć z panowania władcy. Nawet w warsztatach samochodowych zamiast kalendarzy z roznegliżowanymi panienkami są kalendarze z królem (w kompletnym stroju).
W sumie to dobrze, przynajmniej jedna postać związana z polityką jest szanowana (jako że mnisi się nie wtrącają do tej dziedziny życia).