„Wietnamskość”?
W Wietnamie od początku coś mi nie pasowało, czegoś mi brakowało, i zajęło mi dłuższą chwilę odkrycie, że brakującym elementem była „wietnamskość”, coś co wyróżniałoby ten kraj spośród innych.
Jest przepiękna przyroda, przemili ludzie, ale nie widzę zewnętrznych przejawów kultury wietnamskiej. Z miejsc historycznych głównie pokazywane są mi kratery po bombie, w miastach wydaje się, że poza kilkoma zabytkami z okresu francuskiej kolonizacji nic się nie zachowało.
Architektura jest zapożyczona – świątynie wyglądają jak świątynie chińskie lub tajskie, słynne ruiny kompleksu My Son, założonego przez grupę etniczną Czamów wygląda jak mniejsza kopia Angkor Watu z dużą ilością lejów po bombach.
Mam wrażenie, że najwięcej tradycji zachowały lokalne plemiona, dyskryminowane przez rząd centralny i prezentowane na pokaz turystom.
Dawna stolica – Hue – szczyci się swoją Cytadelą, zwaną również Purpurowym Zakazanym Miastem, które przypomina zniszczoną miniaturkę chińskiego Zakazanego Miasta. Cytadela powstała podczas rządów ostatniej dynastii na przełomie XVIII/XIX wieku – w czasie, kiedy świat się modernizował, tu umacniał się system feudalny i powstawały królewskie pałace niczym w Średniowieczu.
Nie mogłam oprzeć się być może niesłusznej refleksji, że nic dziwnego, że Francuzi skolonizowali Wietnam – biorąc pod uwagę strukturę społeczeństwa nie było to dużym wyzwaniem.
W efekcie ludność wietnamska miała nad sobą z jednej strony wyzyskującą ich arystokrację – mandarynów, a z drugiej – francuskiego okupanta. Nie zaskakuje, że zwrócili się w stronę socjalizmu jako jednego słusznego rozwiązania, dającego wizję równości.
Z ciekawostek – duża część kompleksu jest obecnie restaurowana – przy użyciu gwoździ, wiertarek i całej gamy nowoczesnych narzędzi. Nie wiem, jak komitet UNESCO się na to zapatruje, ale w moich oczach jako laika nie wyglądało to najlepiej.
W poszukiwaniu historii
Jeden z Wietnamczyków powiedział mi, że tożsamość narodowa Wietnamczyków tak naprawdę ukształtowała się podczas walki najpierw przeciw francuskim kolonizatorom, potem faszystowskim Japończykom, następnie przeciwko imperialistycznym Amerykanom, jak to pięknie się tu określa. Nie wiem, na ile tak faktycznie jest, ale zabrzmiało przekonująco, mimo że historycznie rzec biorąc państwowość wietnamska jest jedną z najstarszych na świecie.
Zazwyczaj omijam muzea szerokim łukiem, ale w Hanoi udałam się do Muzeum Historii Wietnamu, aby dowiedzieć się czegoś więcej o – jakże – historii Wietnamu. Muzeum składało się z dwóch budynków, jeden był poświęcony wyłącznie heroicznej walce przeciwko wspomnianym wyżej kolonistom, faszystom i imperialistom oraz drodze ku obecnemu ustrojowi gospodarczemu.
Główną rzeczą, którą zrozumiałam w tej części muzeum był wspomniany wyżej fakt, że tak opresjonowany lud musiał w sposób naturalny skłonić się ku socjalizmowi, a że znalazł się wytrawny polityk – Ho Chi Minh, do dzisiaj nazywany Wujkiem Ho, to walka o wolność i prawo do samostanowienia mimo, iż długa, to w końcu przyniosła efekty, choć olbrzymim kosztem.
W drugim budynku muzeum przedstawiona była teoretycznie historia Wietnamu od czasów najdawniejszych do dzisiaj – wyniosłam z niej głównie przekonanie, że Wietnamczycy są narodem bardzo uzdolnionym artystycznie, ale o historii wiele się nie dowiedziałam.
Jestem w stanie wymienić kilka dynastii, tysiąc lat pozostających pod przemożnym wpływem Chin, oraz opowiedzieć o kilku mniejszościach etnicznych, nie mających wiele wspólnego z rdzennymi Wietnamczykami, ale w dalszym ciągu nie wiem czym jest ten Wietnam.
Pozostałości dawnego portu w Hoi An, XV – XIX wiek, dziedzictwo UNESCO
Mimo, że państwo wietnamskie istniało na przestrzeni wielu tysiącleci, to dowiedzenie się czegokolwiek na ten temat jest po prostu trudne. Zastanawiam się, na ile jest to strategia obecnego rządu, aby zapomnieć o cesarskiej przeszłości, w każdym razie odnosi się tu wrażenie, że historia zaczęła się wraz z nadejściem Francuzów, co w połączeniu z naprawdę niewielką ilością historycznych zabytków tworzy wrażenie braku przeszłości. Podobno w telewizji jest podobnie – większość programów kręci się w okół heroicznej walki z którymś z okupantów.
Nawet na banknotach króluje Wujek Ho.
W stolicy kraju Hanoi – oprócz mauzoleum Wujka Ho i kilka świątyń też nie ma nic do zwiedzania – jest bardziej punkt tranzytowy dla turystów na trasie lotnisko – Zatoka Ha Long i górska stacja Sapa na północy kraju. Teoretycznie starówka – Old Quarter – ma 1000 lat, ale tego nie widać. Są oczywiście stare domki, wiele małych zakładów, restauracyjki i wszechobecne motocykle, do tego kilka nowoczesnych sklepów i biegające między nimi kury, ale nawet tu nie czuć historii – ma się wrażenie po prostu bycia na wielkim rynku. W innych krajach Azji bardzo mocno czułam dawną historię i kulturę, wszędzie były elementy wyróżniające dany kraj, dające mu odrębność, a wciąż brakuje mi tego tutaj.
[dropcap]P[/dropcap]rzez perspektywę Wietnamu zaczęłam zastanawiać się, czy Polska nie jest podobnie postrzegana, chociaż wydaje mi się, że u nas specyficzna i kultura od średniowiecza po współczesność, i zabytki architektury są czymś, dzięki czemu da się nas jasno wyróżnić na tle innych krajów Europy. Mam nadzieję, że nie jest to tylko moje nacjonalistyczne spojrzenie.