Przez dziewięć dni przemierzaliśmy północny wschód Kambodży na motocyklu, jako część dłuższego wyjazdu. Okazało się potem, że była to najlepsza część z niemal dwóch miesięcy.

Bezdroża Kambodży chwyciły nas za serca nie tylko pięknem przyrody i uprzejmością ludzi, ale także swoim zupełnym oderwaniem od naszej rzeczywistości.

Nasza trasa prowadziła przez południowo-zachodnią część Kambodży. Dzięki temu, że mieliśmy własny środek lokomocji to mogliśmy dojechać do miejsc, gdzie w zasadzie nie da się dotrzeć inaczej i zobaczyć miejsca, gdzie ciężko spotkać inną osobę niż ta, która spędziła tam całe życie.

Kambodża wciąż w dużej mierze jest miejscem, do którego jedzie się „przy okazji” – jadąc do Tajlandii można na chwilę udać się do Kambodży zobaczyć Angkor, ewentualnie przejechać dalej do Phnom Penh w dalszej drodze do Wietnamu.

Szkoda, bo kraj zdecydowanie wart jest dłuższego pobytu, szczególnie, że właśnie teraz trwa okres najszybszych zmian i modernizacji kraju, który już za kilka lat nie będzie taki sam. Trafiliśmy na moment gwałtownych przemian – tak jak, paręnaście lat temu Chiny, Kambodża z kraju rolniczego powoli ewoluuje w kraj uprzemysłowiony.

Motocyklem po Kambodży

Wielka cywilizacja

Jednego dnia na drodze prowadzącej przez małe wioski, składające się z kilku chat pomiędzy którymi pałętały się kurczaki napotkaliśmy skrzyżowanie z wybetonowaną drogą.
Zgubiliśmy się kilkakrotnie, naiwnie wierząc, że na rozwidleniu drogi szutrowej i betonowej należy wybrać tę drugą – niezmiennie okazywało się, że droga z betonowych płyt powstała tylko po to, by móc przewieźć materiały do budowy chińskiej elektrowni, których w ciągu jednego dnia zobaczyliśmy kilka. Olbrzymie chińskie inwestycje mnożą się w ostatnich latach – na prowincji to jedne miejsca, do których na prowincji prowadzą drogi inne niż szutrowe.

Wyjazd do Kambodży - elektrownie

Plaże Kambodży

Czasem zadbane i pięknie, obstawione łodziami rybackimi ze specyficznym zapachem – czasem zaśmiecone i zaniedbane, czasem można spotkać gromadkę młodych mnichów kąpiących się w morzu. Jakie by nie były, kambodżańskie plaże robią wrażenie.
Miejscowości wypoczynkowe usadowione są koło małych wiosek rybacki rozciągniętych wzdłuż linii brzegowej, lasy namorzynowe kilometrami ciągną się niedaleko wody, piaszczyste plaże są długie, a woda ciepła i przejrzysta.
Można usiąść na rybackim pomoście i po prostu obserwować godzinami, jak toczy się tu życie, w swoim własnym, niespiesznym rytmie pod promieniami gorącego słońca.

Plaże Kambodży

Parki narodowe Kambodży

Pierwszą noc spędziliśmy w parku Kirorom niedaleko Phnom Penh, w dżungli tak gęstej, że nie dało się zboczyć ze ścieżki o krok. W nocy słychać było tylko dźwięki owadów, źródeł światła nie było.
Jechaliśmy tam w niedzielę, więc bogaci Kambodżanie z rodzinami wracali do stolicy. Co rusz mijał nas samochód, którego nie powstydziłby się bogaty zachodni biznesmen, niesamowicie nie pasujący do szutrowej drogi i do mijanych co chwila kilkunastoletnich skuterków, którymi poruszali się zwyczajni mieszkańcy.
Szybko odkryliśmy, że o ile nie chcemy płacić po $60 za nocleg w parkowym resorcie, to zostaje nam negocjowanie noclegu na migi z lokalną społecznością, której wioska leżała w dżungli przy drodze do jednego z resortów. 1/4 wioski, czyli mieszkańcy jednej chaty, dokonali relokacji do sąsiednich chat, a my dostaliśmy ich sypialnię. W ramach kolacji była potrawka z kurczaka ze smażonymi mrówkami, które zachęcająco chrupały w zębach. W wiosce nie było kanalizacji ani toalety, ale nad łóżkiem dyndała żarówka, a na stoliku stał telewizor. Ściany były obklejone plakatami popularnych zespołów, okna w domku nie było.
W innych miejscach widzieliśmy podobne resorty, z przyklejonymi obok wioskami czy przystaniami dla łodzi, gdzie osoby bez pieniędzy na wielkie inwestycje też próbowały utrzymać się z przybywających turystów.
Same przyroda w parkach narodowych zniewalała – czy była to po prostu dżungla, czy las namorzynowy czy olbrzymi wodospad nad rzeką – jeśli ktoś kocha naturę, to zakocha się w Kambodży gdy tylko wyjedzie z miasta.
Wyjazd do Kambodży dżungla

Autostrady Kambodży

Do Kambodży wyjechałam pierwszy raz w roku 2012 – wówczas cieszyłam się z niemal pustej, jednopasmowej autostrady z Phnom Penh do Siem Reap. Do mojej następnej wizyty kilka lat później sytuacja się zmieniła – do niedawna szutrowe drogi wyjazdowe z Phnom Penh zamieniają się w kilkupasmowe autostrady z nowoczesnymi stacjami benzynowymi, domy stojące przy dawnej drodze muszą zostać zlikwidowane, bo na ich miejscu będzie pas asfaltu. Wioska z 5 domami na skrzyżowaniu dróg, w której zdarzyło nam się spać razem z olbrzymim karaluchem w łazience, i gdzie baliśmy się jeść patrząc na to, co oferowała lokalna jadłodajnia, pewnie już teraz zamieniła się tętniące życiem miasto, obok którego powstaje dymiąca fabryka.
Wyjazd do Kambodży

Co dalej?

Trafiliśmy na moment przemiany – w miejscach, gdzie powstawały drogi był pył, niesamowity hałas i świadomość nieuchronnej zmiany – wiejska społeczność, gdzie benzynę kupuje się w butelkach po whisky, a toaleta jest luksusem, już niedługo przemieni się w miasto, a dzieci jadące rowerami do szkoły zamiast uprawiać ryż będą pracować w fabryce.
W wielu miejscach miałam świadomość, że widzę odchodzący świat i nie byłam w stanie zdecydować, czy dla ludzi to zmiana na lepsze, czy na gorsze.
Na pewno za kilka lat ich warunki życia, dostęp do opieki zdrowotnej i możliwość edukacji dzieci wzrosną drastycznie.
Czy będzie to warte przewartościowania całego dotychczasowego stylu życia – pytanie, które stoi przed każdym krajem rozwijającym się, i na które pewnie nigdy nie będzie odpowiedzi.

DCIM100GOPRO
Martyna Jankowska

Author Martyna Jankowska

More posts by Martyna Jankowska